pl

Po co obniżamy stopy?

16.06.2020

Epidemia koronawirusa rozlała się po całym globie, zmuszając możnych tego świata do podjęcia często drastycznych środków. Wyłączenie handlu, wstrzymanie wielu zakładów produkcyjnych, zatrzymanie ludzi w domach – słowem, zamrożenie gospodarki. Zamrożenie, które będzie miało fatalne skutki dla naszej przyszłości ekonomicznej. Skutki, z którymi już teraz próbujemy walczyć – co niektórzy wszystkimi dostępnymi sposobami. Na pierwszej linii frontu znalazły się banki centralne, które jakby z automatu sięgnęły po swoje standardowe narzędzie – stopy procentowe. Jak świat długi i szeroki każdy, kto tylko może (a nie każdy może), tnie koszt pieniądza. I w sumie mało kto zadał sobie trud, by odpowiedzieć na pytanie: po co?

Szczypta teorii

Mechanizm regulacji stóp procentowych wydaje się w miarę prosty. W gospodarce mamy całą masę podmiotów gospodarczych, które mają dużo pomysłów na założenie lub rozwinięcie biznesu. O tym, czy dany projekt będzie realizowany, decyduje szereg czynników, ale tym najważniejszym jest rachunek ekonomiczny. W skrócie, jeśli dane przedsięwzięcie na siebie zarobi i da jeszcze dodatkowy zysk, to jest realizowane. W tym rachunku ekonomicznym istotną pozycją jest koszt pozyskania kapitału, który w dużej mierze jest zależny od poziomu stóp procentowych. Im jest on niższy, tym więcej projektów ma szanse na siebie zarobić, zostanie zrealizowanych, przyniesie wartość dodaną i w efekcie tego wzrośnie między innymi produkt krajowy brutto, bardziej znany jako PKB. W drugą stronę działa to analogicznie – wyższe stopy to droższy kredyt (bądź obligacje), czyli mniej zrealizowanych projektów i co za tym idzie spowolnienie gospodarcze. Stopy procentowe są więc takim suwakiem pokazującym, które projekty z drabinki mogą być realizowane.

Rzecz w tym, że stopy procentowe to obosieczny miecz, który z jednej strony wpływa na PKB, a z drugiej na inflację. Niższe stopy powodują, że chętniej się zadłużamy, kreując dodatkowy pieniądz w gospodarce, a skoro jest go więcej, to jest mniej wart, więc musimy więcej go wydać, by kupić na przykład jabłko. Oznacza to, że na jednej szali przeciwwagi mamy wzrost gospodarczy, a na drugiej wartość pieniądza w czasie. Za tę pierwszą z natury odpowiedzialny jest rząd, który ma całe spektrum narzędzi, by go wspierać, za drugą odpowiedzialność przeważnie bierze bank centralny, w idealnym świecie niezależny od rządu, którego podstawowym narzędziem są właśnie stopy procentowe.

Odrobina praktyki

W obliczu kryzysu wywołanego w ostatnim czasie przez epidemię koronawirusa praktycznie wszystkie banki centralne rzuciły się na ratunek tonącej gospodarce. Zrobiły to przy pomocy dostępnych im narzędzi, nie zważając za bardzo na fakt, jak słabo są one dostosowane do bieżącej sytuacji. W normalnych warunkach obniżanie stóp procentowych przekłada się na pobudzanie gospodarki, jednak w tym momencie nie jesteśmy w naturalnych warunkach. Gospodarka została sztucznie zamrożona i wracając do analogii drabiny z pierwszego akapitu, przesuwanie suwakiem nic nie zmieni, gdy drabina jest pusta. W pierwszej kolejności państwo powinno zapewnić warunki do realizacji projektów, a dopiero później majstrować przy koszcie pozyskania kapitału, tak by wywołać odpowiednie pobudzenie gospodarki. Dodatkowym problemem, zresztą dość łatwym do przewidzenia, jest niwelowanie wpływu obniżki stóp procentowych przez zmianę strategii banków komercyjnych. Wynik finansowy tych ostatnich w dużym stopniu zależy od przychodów odsetkowych, które dość radykalnie na przestrzeni miesiąca zostały ograniczone, dlatego podniesione zostały marże oraz pozostałe koszty okołokredytowe. Nie jest to zjawisko nowe, występowało za każdym razem, gdy stopy procentowe niebezpiecznie zbliżały się do zera. 

Trochę chronologii

Coś jednak musi stać za decyzjami banków centralnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że część tych decyzji przyszła na fali konformizmu, w myśl zasady, obniżamy, bo inni już to zrobili. To podejście jest mocno podsycane naciskami politycznymi, które coraz częściej obserwujemy jak świat długi i szeroki. Z jednej strony mamy polityków, którzy niekoniecznie muszą rozumieć mechanizm kształtowania stóp procentowych i ich wpływu na gospodarkę, a z drugiej bankierów centralnych, którzy są wybierani właśnie przez tych pierwszych. Pionierami obniżek stóp w obecnym kryzysie były kraje antypodów oraz Stany Zjednoczone, przy czym mieli oni zupełnie różne motywacje. Australijska gospodarka jest mocno zależna od cen surowców, a te na początku kryzysu wyraźnie spadły. W obawie przed konsekwencjami Bank Rezerwy Australii zareagował obniżką stóp, zrobił to jednak, gdy miejscowa gospodarka normalnie funkcjonowała, jeszcze zanim zostały wprowadzone restrykcje życia codziennego. Ruch ten miał sens właśnie dlatego, że był wprowadzany w standardowych warunkach jako odpowiedź na zagrożenie zewnętrzne. W tym czasie jeszcze nikt nie zakładał, że kryzys tak bardzo się rozleje.

Nieco inaczej sytuacja wyglądała w Stanach Zjednoczonych, choć i w tym przypadku pośrednim powodem były zawirowania na rynku surowcowym. Po pierwsze USA mimo usilnych starań ich prezydenta zostają na stanowisku światowego szeryfa, przez co zostali niejako wywołani do tablicy wraz ze wzrostem obaw o globalną gospodarkę. Dodatkowo ruch ten wpisywał się również w potrzeby samego Donalda Trumpa, który traktuje indeksy giełdowe jako swoiste papierki lakmusowe swojej prezydentury. Te się załamały przez wzrost globalnej awersji do ryzyka i potrzebowały wsparcia, które zapewnił im FED. Poczynania kolejnych banków centralnych były już tylko efektem rozpoczętego trendu oraz strachem przed oskarżeniami o bierność w sytuacji kryzysowej. 

NBP podąża za stadem

Wśród banków, które ślepo podążają za trendem, jest również nasz rodzimy NBP. Co prawda głosy o obniżce stóp procentowych były podnoszone jeszcze w zeszłym roku, ale były one raczej folklorem mocno marginalizowanym przez pozostałych członków RPP. Gwałtowny wzrost inflacji pod koniec 2019 roku bardziej uprawdopodabniał przeciwny ruch, więc nikt nie ma wątpliwości, że tegoroczne obniżki (o cały punkt procentowy) są odpowiedzią na epidemię koronawirusa. Zresztą oficjalnie mówią o tym sami decydenci. Doprowadziło to do poważnego dysonansu w gospodarce, gdzie przedsiębiorcy zostali z jednej strony zachęceni do rozwoju, a z drugiej decyzją administracyjną rządu znaczna część biznesu zawisła w próżni. W ten oto sposób bank centralny zmarnował znaczną część swojej amunicji, która będzie tak bardzo potrzebna, gdy gospodarka zostanie odmrożona. 

Rozkład bankowości centralnej

Banki centralne do tej pory były kojarzone z ogromną rozwagą oraz strategicznym podejściem do wszelkich zagadnień. Wielokrotnie były krytykowane raczej za opieszałość i opóźnione działanie. Decyzje podejmowały na podstawie dokładnych analiz, mając świadomość konsekwencji swoich działań. Sytuacja zaczęła się zmieniać po kryzysie finansowym z 2008 roku. Później coraz częściej starały się podejmować decyzje wyprzedzające, uginając się pod presją rynków finansowych oraz polityków. Ostatnia dekada praktycznie na całym świecie pokazała, że niezależność tych instytucji to fikcja. Pokazuje to, że świat już zapomniał, że największych kryzysów doświadczamy wtedy, gdy pieniądz umiera, a nie ma dla niego gorszego wirusa niż inflacja.

 

Szybki kontakt
Infolinia
+48 61 250 45 65
LiveChat
Rozpocznij LiveChat
E-mail
biuro@internetowykantor.pl
Nasi konsultanci pracują
w dni robocze (pn-pt)
w godzinach 08:00 - 20:00