Co to jest stagflacja? Czyli o realnych problemach Polski
12.09.2023W ostatnim czasie rzeczywistość ekonomiczna nas nie rozpieszcza. Kolejne kryzysy uderzają z zaskakującą częstotliwością. I jeśli ktoś myślał, że najgorsze już za nami, to całkiem prawdopodobne, że mocno się rozczaruje. Na horyzoncie oto pojawia się zjawisko, które jest czarnym snem wszystkich ekonomistów. Spirala, z której wyjątkowo trudno się wyrwać. Stagflacja.
Co to jest stagflacja?
Pojęcie to po raz pierwszy pojawiło się w 1965 roku w brytyjskim parlamencie podczas przemówienia Iana Macleoda. Oznacza ono równoczesne wystąpienie dwóch bardzo niekorzystnych zjawisk, czyli wysokiej inflacji oraz stagnacji gospodarczej rozumianej jako brak wzrostu PKB. Bank centralny posiada narzędzia, by walczyć z nimi, jeśli występują osobno. Ściąganie kapitału z rynku np. poprzez podnoszenie stóp procentowych w teorii powinno zmniejszać dynamikę cen. W odwrotny sposób BC nakręca zastygłą gospodarkę. Niestety nie można równocześnie realizować obu tych celów. A sytuacja czym dłużej trwa, tym więcej szkód przynosi i coraz trudniej się z niej wyrwać. Spada produkcja przemysłowa, zaczyna rosnąć bezrobocie, obywatele w obawie przed utratą pracy zaczynają oszczędzać, co prowadzi do spadku konsumpcji, na mniejszy popyt zaczynają reagować przedsiębiorcy i w ten sposób dochodzimy do błędnego koła.
Trochę historii
Historycznie stagflacja była wywoływana przez dwa główne czynniki. Szoki podażowe oraz psucie pieniądza. Pierwsza wielka stagflacja, za jaką się uznaje wydarzenia z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych, powstała na skutek szoku na ropie naftowej. W odpowiedzi na amerykańskie poparcia dla Izraela w wojnie ze światem arabskim ten drugi założył kartel OPEC, windując w górę kurs czarnego złota. Dodatkowo dużo szkody wywołała dewaluacja dolara o 10%. Wskutek tego inflacja wystrzeliła do poziomów dwucyfrowych. Drastycznie spadła produkcja przemysłowa, podwoiło się bezrobocie w USA, a konsumpcja – zwłaszcza na dobra wyższe – zamarła. Czyli wystąpiły wszystkie klasyczne symptomy stagflacji. Co ważne, nawet ustąpienie szoku podażowego nie poprawiło sytuacji i nie pozwoliło na wyjście z kryzysu. Dopiero przełomowe podejście nowego prezesa Rezerwy Federalnej Paula Volckera pozwoliło na dobre zażegnać trudności. Kryzys trwał dekadę i był jednym z najpoważniejszych w nowoczesnej historii polityki pieniężnej.
Stagflacja w centrum uwagi
Wydarzenia te spowodowały, że pojęciem stagflacji zaczęli zajmować się najwięksi teoretycy ekonomiczni tamtych czasów. Anomalia ta zrywała z dogmatem łączącym stopę bezrobocia z dynamiką cen. Tak zwana krzywa Philipsa, która w danym momencie historii była fundamentem polityki monetarnej, przestała działać. Od tego momentu coraz więcej uwagi zaczęto przykładać do negatywnych skutków wzrostu podaży pieniądza. Znaczna część analityków już wtedy zrozumiała, że nie można bezkarnie “drukować” środków płatniczych.
Historia, która lubi się powtarzać
To niesłychane jak wiele podobieństw możemy odnaleźć, porównując bieżącą sytuację z tą z lat siedemdziesiątych. Dziś znowu jesteśmy po szokach podażowych, tym razem wywołanych przez pandemię oraz konflikt zbrojny na Ukrainie. Jesteśmy również po ogromnej akcji stymulowania gospodarki szerokim strumieniem “drukowanego” pieniądza. Znowu świat zmaga się z urwaną z celu inflacją. Indeksy wyprzedzające typu raporty PMI sugerują skrajny sceptycyzm. Produkcja przemysłowa wylądowała na negatywnych poziomach. Nawet rynek pracy w ostatnich tygodniach przejawia pierwsze symptomy osłabienia. Do tego dochodzi połamana konsumpcja i okazuje się, że faktycznie stagflacja stoi za rogiem. Widać to również po oczekiwaniach co do prowadzonej polityki pieniężnej. Gdy część analityków wskazuje na potrzebę dalszych podwyżek stóp, druga część rynku naciska, by rozpocząć luzowanie i ratować słabnącą gospodarkę. Tak naprawdę, żadne z tych posunięć nie jest już tym “właściwym” i oba będą miały negatywne konsekwencje.
Czy możemy już mówić o stagflacji w Polsce?
Obecnie trwa w Polsce dyskusja, czy to już moment, by mówić o stagflacji w naszym kraju. Rzecz w tym, że ucieka się w niej od merytoryki do semantyki, nie rozumiejąc do końca szerszego obrazu. Nawet interpretacja inflacji rodzi sporo kontrowersji. Z jednej strony mamy wciąż dwucyfrowy wynik w rocznej skali, z drugiej, ostatnie miesięczne odczyty oscylują wokół zera. Trwa również spór o charakter obecnej recesji, tu także trudno o jednoznaczność. Podnoszony jest warunek recesji technicznej, rozumianej jako dwa kolejne spadkowe kwartały. Tych faktycznie nie ma, co nie zmienia faktu, że na ostatnie 5 kwartałów 3 były spadkowe. Produkcja przemysłowa wyraźnie hamuje, pojawiają się problemy przy konsumpcji, za to rynek pracy wciąż jest mocny i bezrobocie utrzymywane jest na niskich poziomach. To wszystko wskazuje, w jak bardzo skomplikowanym momencie się znajdujemy. Wydaje się, że wciąż możemy uniknąć przysłowiowej kuli, ale margines błędu staje się coraz mniejszy.
Wejście w głęboką stagflację historycznie często wiąże się ze straconą dekadą. Dzieje się to w momencie, gdy wreszcie faktycznie zaczęliśmy gonić Europę, budować swoją gospodarczą pozycję. Wszystko to obecnie stoi na szali. Sytuację komplikuje również fakt, że nasze otoczenie również stoi w obliczu podobnych problemów. Stagflacja grozi Niemcom, Francuzom, Włochom, tak naprawdę cała strefa euro stoi u jej progu.