pl

Teatr jednego aktora

12.07.2018

Od dawna na scenie politycznej nie było jednostki, która miałaby tak wielki wpływ na rynki finansowe. Nawet najważniejsi szefowie najważniejszych banków centralnych nie kręcili rynkiem w takim stopniu jak Donald Trump. Człowiek, który samym pojawieniem się na scenie politycznej wywołał tsunami. Prezydent, którego największym orężem jest twitter. Przywódca supermocarstwa, którego najłatwiej określić mianem “kontrowersyjny”. Parafrazując stare powiedzenie: Donald kichnie, rynki mają grypę.

Kreskówkowy prezydent

Wizja Donalda Trumpa jako prezydenta Stanów Zjednoczonych pojawiła się już blisko 20 lat temu w jednej z kreskówek dla dorosłych. I nie była ona zbyt optymistyczna. Co ciekawe, nie była ona aż tak bardzo oderwana od rzeczywistości, ponieważ w 2000 roku Donald Trump faktycznie ubiegał się o urząd. Szybko z tego zrezygnował, słusznie zauważając, że mała Partia Reform nie jest w stanie zapewnić wystarczającego zaplecza. Znamienne jest, że przez następne naście lat Trump był znacznie bardziej kojarzony ze światem sitcomów niż waszyngtońskiej polityki.

Prezydent nierealny

Sytuacja zmieniła się w 2015 roku, kiedy miliarder oficjalnie ogłosił, że wystartuje w prawyborach Partii Republikańskiej. Już wtedy jego hasła mogły budzić kontrowersje czy obawy. Rzecz w tym, że rynek nie brał jego deklaracji zbyt poważnie, głównie ze względu na to, że praktycznie nikt nie wierzył w jego zwycięstwo. Poparcie jednak systematycznie rosło, aż w końcu na początku maja 2016 roku Ted Cruz, główny rywal w wyścigu po nominację wycofał się z kandydowania, co przesądziło o wygranej Trumpa. Ten w oczach rynku przestał być celebrytą, a został kandydatem z realnymi szansami na prezydenturę. Jednocześnie rozpoczął się ciężki czas dla dolara, który wręcz alergicznie reagował na każdą pogłoskę o rosnącym poparciu kontrowersyjnego pretendenta. W ostatecznym wyścigu zmierzył się on z Hillary Clinton i była to wyjątkowo brudna i agresywna kampania.

Prezydent Trump

Jej finał przypadł na 8 listopada 2016 roku, gdy w wyborach powszechnych Trump uzyskał większą ilość głosów elektorskich. Co ciekawe, większość Amerykanów poparła Clinton, jednak przez zawiłości w ordynacji wyborczej to Republikanin został zwycięzcą.   Formalności zostały dopięte ponad miesiąc później podczas głosowania elektorów i stało się jasne, że zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Gdy 20 stycznia 2017 roku obejmował urząd, był najstarszym i najbogatszym prezydentem w historii USA.

Prezydent nadziei

Co ciekawe, rynek, który przez długi czas panicznie się bał zwycięstwa kontrowersyjnego miliardera, szybko zaczął pokładać w nim ogromne nadzieje. Dolar po początkowym dynamicznym osłabieniu, błyskawicznie zaczął odrabiać straty, by ostatecznie na koniec dnia znacząco się umocnić wobec euro. W przeciągu 10 dni od wyborów dolar zyskał prawie 5%, schodząc do poziomu 1,05$ (później nawet do 1,03$). Wszystko za sprawą programu odbudowy narodowej zakładającego z jednej strony potężne inwestycje infrastrukturalne, z drugiej redukcje oraz uproszczenie podatków. Rynek dał się oczarować słowom prezydenta, przez co coraz częściej analitycy zaczęli używać określenia parytet względem głównej pary walutowej świata. Magia Trumpa sprowadziła kurs EURUSD do poziomu najniższego od grudnia 2002 roku.

Prezydent rozczarowania

Euforia, jak to ma w zwyczaju, szybko wyparowała, zwłaszcza że bycie prezydentem okazało się znacznie trudniejsze niż zaledwie kandydatem. Trump przegrywał kolejne batalie, jak choćby tę ze słynnym rozporządzeniem o niewpuszczaniu do Stanów obywateli kilku państw muzułmańskich. Największą klęską okazała się bitwa o program Obamacare, który nowy prezydent wielokrotnie krytykował. Ustawy pomimo wielu prób nie udało się znieść, co uświadomiło rynkom, że piękne obietnice mogą pozostać tylko na papierze, bądź Twitterze. Z każdym kolejnym nieudanym atakiem, Trump był coraz bardziej postrzegany jako prezydent nieudolny, niemający realnego wpływu na politykę. Te porażki przekładały się na notowania dolara, od którego inwestorzy sukcesywnie się odwracali.

Prezydent agresywny

Dużo czasu zajęło Trumpowi odnalezienie się w strukturach skomplikowanej amerykańskiej polityki. Nie mając sukcesów na własnym podwórku, skupił się na prowadzeniu polityki globalnej. W tej był ucieleśnieniem zarządzania przez kryzys. Najpierw wywoływał w danym regionie napięcia, by potem zaskakująco często wychodzić z danych sytuacji zwycięsko. Najlepszym tego przypadkiem była eskalacja konfliktu na Półwyspie Koreańskim, gdzie rynek miesiącami żył przeciąganiem liny między Trumpem a Kimem. Ostatecznie doprowadziło to do denuklearyzacji, co zostało odebrane jako wielki sukces Trumpa. Wcześniej jednak były momenty, że rynek mocno niepokoił się o rozwój wypadków, lokując kapitał w bezpiecznych przystaniach. I to właśnie frank czy jen najczęściej zyskiwały na awanturniczej polityce obecnego prezydenta. W podobny sposób były przeprowadzone kryzysy w Syrii czy Iranie.

Prezydent protekcjonizmu

Napięcia na Bliskim Wschodzie czy na Półwyspie Koreańskim to jednak nie tylko domena prezydentury Trumpa. Regiony te są beczką prochu od dłuższego czasu i każdy przywódca Stanów w mniejszym lub większym stopniu musi się z tym zmierzyć. 45. prezydent USA znalazł jednak swoją przestrzeń w polityce globalnej, z której prawdopodobnie zostanie zapamiętany przez historię. Precyzując, zostanie zapamiętany jako ten, który zakończył erę wolnego handlu, przypominając światu ideę protekcjonizmu. Już w roku 2016 na wiecu wyborczym w Iowa mówił “Lubię pieniądze. Jestem bardzo chciwy. Bardzo. Zawsze taki byłem. Kocham pieniądze. I wiecie co? Chcę być chciwy dla Ameryki. Bardzo chciwy. Zagarnę dla nas wszystko”. O wielu obietnicach wyborczych dość szybko zapomniał, ale nie o tej jednej. Zaczął od układu handlowego z Kanadą i Meksykiem NAFTA, który nazwał najgorszą umową, jaką kiedykolwiek Stany podpisały. Słowa Trumpa najbardziej uderzały w południowego sąsiada, co zresztą dobrze widać na wykresie peso do dolara:

Prezydent wielokrotnie (za pomocą Twittera) atakował porozumienia z państwami azjatyckimi, oberwało się również Europie. To wszystko jednak było zaledwie wstępem do prawdziwej wojny handlowej, którą Stany prowadzą z Chinami. Spirala kolejnych ceł nakręciła się tak bardzo, że Pekinowi zabrakło konwencjonalnej amunicji. Państwo Środka nie mogąc już symetrycznie odpowiadać na kolejne uderzenia USA (import ze Stanów jest po prostu niewystarczający) prawdopodobnie będzie szukać nowych, bardziej innowacyjnych sposobów odwetu. Rynki wręcz alergicznie reagują na kolejne doniesienia o tym konflikcie, zdając sobie sprawę, jaki on może mieć wpływ na globalną produkcję. Warto pamiętać, że Wielki Kryzys z 1929 roku był właśnie skutkiem wojen celnych, które wtedy przelały się przez świat.

Prezydent chaosu

Gdziekolwiek Trump zaczyna aktywnie działać, tam od razu dochodzi do zawirowań na rynku walutowym. Niezależnie od tego, czy skupia się na polityce wewnętrznej, prowadzeniu geopolitycznych gier w miejscach zapalnych, czy na światowym handlu, wszędzie wywołuje chaos. Należy przyznać, że czasem jest on konstruktywny (via Korea Północna), jednak często nie można oprzeć się wrażeniu, że swoją arogancją próbuje przykryć pewną niezdarność. Warto jednak pamiętać, że za jego działania historia wystawi nam wszystkim rachunek.

Krzysztof Adamczak, diler walutowy Internetowykantor.pl

Szybki kontakt
Infolinia
+48 61 250 45 65
LiveChat
Rozpocznij LiveChat
E-mail
biuro@internetowykantor.pl
Nasi konsultanci pracują
w dni robocze (pn-pt)
w godzinach 08:00 - 20:00